• Keine Ergebnisse gefunden

Ernst Bahr, Kurt König, Niederschlesien unter polnische Verwaltung, Frankfurt (M.) – Berlin 1967. – [Rezension]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Aktie "Ernst Bahr, Kurt König, Niederschlesien unter polnische Verwaltung, Frankfurt (M.) – Berlin 1967. – [Rezension]"

Copied!
7
0
0

Wird geladen.... (Jetzt Volltext ansehen)

Volltext

(1)

RECENZJE

Ernst Bahr, Kurt Kónig Niederschlesien unter polnische Verwaltung. Alfred Metzner Verlag, Frankfurt nad Menem — Berlin 1967.

Zachodnioniemiecka ocena polskiej działalności kon­

serwatorskieji muzealnej na Dolnym Śląsku.

Spory, przeszło 400 stronliczącytomjestpiątym z seriinoszącej wspólny tytuł:„Ostdeutschland unter fremderVerwaltung” (WschodnieNiemcy pod obcą administracją) *. Wydany został przez Johann Gott-

>. „OstdeutschlandunterfremderVerwaltung”, hrsg. v. Jo­ hann Gottfried Herder Forschungsrat, bd. V untermit- arbeitvon iR.Breyer. D. Grossmann u. K. Hartmann von E. Bahr u. K. Kónig, Alfred Matzner Yerlag, Frankfurt/

friedHerder — Forschungsrat, a poświęcony jest Dolnemu Śląskowi. Pięciu autorów w siedmiuroz­ działach zajmuje sięadministracją istosunkamilud­ nościowymi, przemysłem igospodarką, rolnictwem i leśnictwemoraz rzemiosłem,szkolnictwem,nauką, kulturą i stosunkamikościelnymi. Interesującynas rozdział,liczącyblisko 80 stron,opracowany został przez Dietera Grossmanna inosi tytuł:„Los zabyt­

ków sztukina Dolnym Śląsku od 1945 r.Ochrona zabytków imuzealnictwo”.

/MainBerlin, 1967. Nawiasem dodam, że na stronietytu­ łowejksiążki nazwisko autorarozdziałuo ochronie zabytków podane jestw brzmieniu Grossmann, ade w nagłówku arty­ kułu: Groszmann.

Originalveröffentlichungin: Ochrona Zabytków, 22 (1969), Nr. 4 (87). S. 317-323

(2)

Relacja Grossmanna posiada cechy obiektywizmu: autor starasię opierać nie tylkona zachodnionie- mieckiej, ale przede wszystkim na polskiej literaturze przedmiotu. Wstrzymuje sięteżod nadmiernie dra­

matycznych czy typowopropagandowych komentarzy. Pod tymwzględem jegopraca różnisięwyraźnie od płaczliwie martyrologicznego tonunastępnego roz­ działu, w którym Richard Breyer omawiając stosunki kościelne na Śląsku z typoworewizjonistycznymina­

cjonalistycznym zacięciem przeciwstawia sobienie­

miecki ipolski kościół protestancki, niemiecki ipolski kościół katolicki, a rok1945 uważa za datę najwięk­

szejklęski w dziejach Śląska.

Grossmann, jakjużwspomniałem, starasiędotrzeć do źródeł polskich, a posiłkując sięrównieżpubli­

kacjami zachodnioniemieckimi, takimijakprace Hir- schbergai2.iUllricha 3, czy reportersko-plotkarską książką Wassermanna4, w kilku wypadkach ujawnia ikoryguje zawarte w nich błędy czy nieścisłości. Pewne braki w zakresie polskiej literaturyprzedmio­

tu,nieznajomość licznychartykułów w prasie tygod­ niowej i miesięcznikach, czy nawet naukowych pu­

blikacji5kompensuje imponującywprost serwisw zakresie prasy codziennej. Grossmann sięganie tylko do ogólnopolskich dzienników jak„Trybuna Ludu”, czy „Słowo Powszechne” ale do prasy prowincjonalnej (np.„Trybuna Wałbrzyska”) czy do takmało znanych publikacji jak„Nowe Sygnały”. Zastanawiająca jest tagorliwość idokładność w zbieraniu wszelkich ma­

teriałówdotyczących życia naszego kraju. Chwilami polskiego czytelnika tejksiążki ogarnia zazdrość. To jesttakżenasza racjastanu:dobrze orientować się iwiedzieć co o nas piszą w Niemieckiej Republice Federalnej; niestety w tejdziedzinie jestwiele bra­

ków iopóźnień.

Pomimo optycznie potężnego aparatudokumentacji, zawartego w przypisach, czytelnika polskiego zadzi­

wiać będzie przy lekturzeartykułuGrossmanna to,że wielokrotnie zdaje sięon nie wiedzieć nic na temat takiegoczy innegozabytku, a takżedość chaotycznie podaje dane liczboweo obiektach architektury. A prze­

cież jużna przełomie 1964/5 r.ukazał się wydany przez Ośrodek Dokumentacji Zabytków „Spis Zabytków Ar­

chitektury iBudownictwa”, a więc publikacja, która powinna była stanowićdlań w ogóle statystycznąpod­

stawęopracowania. Bez znajomości tegowykazu pra­

ca Grossmanna stajesię próbą podsumowania tego, co jużwówczas gdy autor pisał swestudiumbyło pod­

sumowaneiw rezultacielekturategoniemieckiego opracowania — wbrew pozorom — jestraczejnużą­

ca. Z wrodzoną swemunarodowi dokładnością Gros­

smannsumujestrzępki-zebranychprzez siebieinfor­ macji iukłada w pewną całość, w której zalew drob­

nych faktówzatapia po prostu bardziej syntetyczne sądyczy spostrzeżenia.

Pierwszy rozdziałpracy, poświęcony ochronie zabyt­

ków w ogólności, próbuje nakreślić zarys jakgdyby historii konserwatorstwa na Dolnym Śląsku, ale nie wszystkie zawarte tuopinie znajdują potwierdzenie w dokumentacji zebranej przez autora. -Podkreślaon na początku fakt,że do 1944 r.,Śląsk, który nie za­

znał do tegoczasu grozy wojny powietrznej, był naj­

mniej zniszczoną prowincją -Niemiec.Dopiero przej­

ściefrontu-spowodowałoznaczną ilośćzniszczeń, któ­

rąpomnożyły następne lata,kiedy tobrak środków, a przede wszystkim materiałów isiłroboczych,po­

wstrzymywał bardziej skutecznąakcję odbudowy iza­

bezpieczeń. Grossmann pisze (s. 305—6): „Co prawda

2. E. Hirschberg: Unser Schlesien Heute, Aachen 1955. 3. H. Ullrdch: Das Schicksal der Bau- und Kunstdenk- mdler inden Ostgebieten des Deutschen Relches und imGe- biet vonDanzig, Bonn 1963.

i.C. Wassermann: Unter polnlscher Verwaltung, Ham­

burg -1967. Vide równieżpolemizujący z nim numer10—Dl

„Ziemiz1058 r.

polska ochrona zabytków jużwcześnie trudziłasię nad zabezpieczeniem poszczególnych obiektów (ka­ tedrawrocławska 1946), ale początkowo nie starczało środkówimożliwości na powszechną opiekę -nad tak licznieprzetrwałym zasobem zabytków, w znacznym stopniuuszkodzonych lubzaniedbanych, które po­

nadto wymagały wydatnej akcji rozpoznawczejika­

talogowej.Jeszczew 1957 r.inwentaryzacjaopierała sięna ochotniczych siłachpomocniczych, jakoże wła­

dzom konserwatorskim nie udostępniono samochodu do dyspozycji, zakres środków,które były do dyspo­

zycji w 1956 r.dla potrzeb ochrony zabytków, był wówczas obliczany zaledwie na 2"/o całości zapotrze­

bowania”.

Autor, jakwidać, nie orientuje sięw systemiepracy ipodziale kompetencji. Konserwatorzy istotnienie posiadają do dyspozycji własnych samochodów,a po­

sługująsię (niestetyw ograniczonej mierze) parkiem samochodowymswychwłasnych radnarodowych, ale inwentaryzacjanie leżyw zakresie ichdziałania iprzeprowadzają jątakie,specjalniew tymcelu po­

wołane instytucje,ja-k InstytutSztuki RAN (Katalogi zabytków sztukiw Polsce), -czy Ośrodek Dokumen­

tacjiZabytków (kartotekowaewidencja zabytków nie­

ruchomychiruchomych,weryfikacja, a ostatnio tak­ że opracowywanie korpusów w poszczególnych za­

kresach). Oczywiście że praca inwentaryzatorówjest ochotnicza, ale wykonawcy otrzymują za nią wyna­

grodzenie obejmujące równieżkoszty podróży.

Obok rozmaitych trudnościnatury ekonomicznej, Grossmann podkreśla równieżfakt,że wskutek -strat wojennych oraz pięcioletniej przerwy w nauczaniu (zamknięcieuniwersytetów przez okupantów), P°"

wstał dotkliwy, po dziś dzień -trwającyniedostatek siłfachowych.Ocena tawydaje siębyć przesadna; w rzeczywistościwładze polskie potrafiły nie tylko utworzyć, ale ró-wnieżobsadzić wszystkie ważniejsze placówki konserwatorskie i muzealne na terenach Ziem Zachodnich, a takżestworzyłyodpowiednie wa­

runkidla szybkiegouzupełnienia istniejącychlukW kadrach. Ostatecznie dziś jużsporaczęść pracowni­

ków naukowych, muzealnych ikonserwatorów na Dolnym Śląsku, towychowankowie uczelni na tymże Dolnym Śląsku, nie tyledźwigniętych z ruin,co właś­

ciwie zbudowanych od nowa. Wypada raczejsię dzi­

wić, że mimo rozmiarówbiologicznego zniszczenia, służbakonserwatorska (zarównoadministracyjna jak iwykonawcza) -umiałapodjąć iwywiązać sięw pełni ze swychzadań — oczywiście w tymzakresie, na jaki pozwalały stojącedo -dyspozycjiśrodkimaterialne. Ostatecznie nie kto inny,a właśnie polscy konserwa­

torzywykonują sweprace nie tylkona tereniena­

szego kraju, ale m.in. równieżna obszarze Niemiec (Gustrow).

W dalszym ciągu wywodu Grossmann dość szczegó­

łowozajmuje się stronąadministracyjno-prawną opieki nad zabytkami iszkicujeniejako krótką his­

torięsłużbykonserwatorskiej na Dolnym Śląsku, śle­ dząc etapy organizacji, reorganizacji,zmiany nazw, za­

kresu kompetencji itd.tychwszystkich instytucji,któ­

rezwiązane były z odbudową w ogóle, a z opieką nad zabytkami w szczególności. Przy okazji operuje rów­ nież cyframi wydatków na cele odbudowy izabezpie­

czenia zabytków; polski czytelnik może sięnieźle na­

głowić nad tym,co owe cyfry powiedzieć mogą czy­

telnikowiniemieckiemu, skorojemusamemu— po zmianach wartości pieniądza — dziś jużnic prawie nie mówią.

s.Grossmann cytujewprawdzie, alezdajesięzu-peinie nie korzystać z takpożytecznego wydawnictwa, jakimwe wcze

nej, powojennej epocebyło np. wydawnictwo InstytutuZ

chodniego„DolnyŚląsk” (t.,II—41, Pozn1-948). Zawarte w nim artykułyG. Chmarzyńskiego podawały bogate dane z itinerariumobejmującego wszystkie najważniejsze ośrod­

ki sztukiomawianego regionu.

(3)

Następnie autor wzmiankuje akcję weryfikacyjną, jedyniena obszarze woj. wrocławskiego6, nie orien­

tującsięzresztą jakz tekstuwynika, w jejcharakte­ rzeoraz notuje podjęcie akcji zewidencjonowania za­

bytków ruchomych.Mówi teżo wydanej w 1962 r. ustawie o ochronie dóbr kultury, przy czym pod­

kreśla, że uprawnienia przyznane w tejżeustawie kon­

serwatoromsą znacznie szerszeniż np. w wielu kra­

jachNiemieckiej Republiki Federalnej, stwierdza wszakże równocześnie(s. 309), że „w praktyce istotne jestjednakto,w jakimstopniumogą być wykorzy­

stanesiłyosobowe, środkifinansoweimateriałowe oraz w jakiejmierze zastany zasób zabytków sztuki ikultury uznany zostanie przez urzędy konserwa­

torskieza godny zachowania”. Raz jeszczewykazuje więc brak orientacji w zasadach przeprowadzonej jużwówczas (i opublikowanej — patrz wyżej) wery­

fikacji,która — przy opiniodawczym głosie poszcze­

gólnych konserwatorów — przeprowadzona została przez grupy naukowców, a wyniki jejzbadane iza­

twierdzoneprzez ogólnopolskie komisje.

W zakresie generalnych wytycznych służbykonser­

watorskiej na Dolnym Śląsku Grossmann wymienia następujące punkty: geograficzne punkty ciężkości (odbudowaWrocławia), wartościujące punkty ciężkości (odbudowanajcenniejszych obiektów jaknp. ratusza w Lwówku, styloweihistoryczne punkty ciężkości (specjalnaopieka nad zabytkami związanymi z Pias­

tamijaknp. zamek w Brzegu), a wreszcie specjalne uprawnienia pozwalające się przeciwstawić bezmyśl­

nej grabieży Śląska (iinnychobszarów) zcegły uzys­

kiwanej zrozbiórek.Wreszcie — po krótkiej charak­ terystycestojącychmu do dyspozycji źródeł (przy czym niemieckie określa mianem drugorzędnych — Sekundarąuelle) — przechodzi do części szczegółowej. Osobny rozdziałpoświęcony jestzabytkom Wrocławia. We wprowadzeniu, które pokrótce charakteryzuje etapy odbudowy, znajdujemy słusznestwierdzenie 0 historyzującej rekonstrukcji.Jakoprzykład takiej— na wzór Gdańska — autorprzytacza odbudowę dwóch pierzei rynkowychikomentuje (s. 312): „Ten... krańcowy przypadek praktyki konserwatorskiej spot­ kał siępo części z ostrą krytyką inie doprowadził do utworzenia szkoły”. Następnie autorprzeciwstawia tejtendencjipodjętą ok. r.1960, poprzedzoną długimi dyskusjami, odbudowę Nowego Rynku. Omawiając wreszcie stopień zniszczeń obiektów zabytkowych 1 ichstanliczbowy,Grossmann pisze (s. 313—4):

„W każdym przypadku bardzo znaczne różnicemię­

dzy ilościązabytków przed ipo wojnie dotyczą — jakoże spośród kościołów, klasztorów, pałaców iwiększych budowli publicznych prawie żaden nie został pominięty — przede wszystkim domów miesz­

czańskich. Są tozresztą nieuniknione skutkitakwiel­

kich zniszczeń, i stratyw substancjizabytkowej by­

łybyiwe Wrocławiu zapewne znacznie wyższe, gdyby do odbudowy miasta przystępowano tamz takimsa­ mym dążeniem do modernizacji, jaktomiało miejsce w wielu miastach zachodnioniemieckich. W przeci­

wieństwie do bardzo negatywnych przykładów z za­

chodnich iśrodkowychNiemiec (Kassel,Magdeburg) został konserwatorom na kierowniczych stanowiskach

od r.1947 przyznany określony wpływ na planowa­

nie iodbudowę miasta i(t.j.Wrocławia — przyp. mój).”

Następuje zwięzła ale drobiazgowa analiza poszcze­

gólnych obiektów, przy czym chyba omyłkowe jest stwierdzenieautora, że obecny ołtarz główny katedry pochodzi ze zniszczonegoewangelickiego kościoła par. w Lubiniu, skorokościół tenbył co najwyżej uszko­

dzony, a obecnie jestczynny inie widać w jegownę­

t.Czytelnikowi polskiemu należy sięmałe wyjaśnienie od­

nośnie podziałów administracyjnych.Przed 1939 r.prowincja Śląsk dzieliła sięna trzyregencje:Wrocławską, Legnicką iOpolską, przyczymdwiepierwsze obejmowały obszar Ślą­

skaDolnego. W obecnych podziałach większość Dolnego Slą-

trzu,w którym zachowało siędużo cennych dzieł sztuki,śladówwiększych zniszczeń. W swymspra­ wozdaniu Grossmann bardzo skrupulatnienotuje da­

tyzniszczeń poszczególnych obiektów, podkreślając każdorazowo przypadki spaleniajużpo zawieszeniu broni. Tylko że we Wrocławiu ogniska walki trwały przecież jeszczeipo tejdacie, a wielkie, zdewasto­

wane długotrwałą obroną miasto, wobec braku zor­

ganizowanej akcji ochronnej, ulegało powrotnym ata­ kom ognia. Ta skrupulatnośćw referowaniudat znisz­

czeń (Grossmannlojalniewzmiankuje równieżite, które powstały w wyniku wyburzeń podejmowanych przez niemieckie dowództwo obrony — np. pałacyk Webskich) ma wręcz groteskowy charakter w akapi­ cie dotyczącym kościoła św. Marii Magdaleny. Jak sięokazuje, runięciejednejz wież tejbudowli, po­

siadabogatą literaturę,ale sześciu autorów (polskich iniemieckich) podaje w każdym wypadku innądatę lubprzyczynę, a tylkojedenz nich ma oczywiście rację.W sprawozdaniuobiektywizm graniczy z nie­

częstymi pochwałami, (np.o pieczołowitej (sorgfaltig) konserwacji freskóww auli. uniwersyteckiej) ipod­

kreślaniem faktów,zdaniem autora negatywnych; ta­ kim wydaje siękomentarz o dawnym kościele ewan­

gelickim na Sępólnie, który „został przemieniony na kino, a wieża na kawiarnię (Kaffeeausschank).Obok wzmianki o odkryciach w dawnym zamku, Grossmann komentuje następująco prace przy rezydencjachksią­

żąt brzeskich i opolskich: specjalnąwagę przykłada­

no ze stronypolskiej do dawnych pałaców książąt brzeskich... iopolskich..., w których mimo gruntów-, nych przebudów XIX w. zachowały siępomieszczenia 0 całkowicie lubczęściowym gotyckim charakterze”.

1 wreszcie, wyliczając zniszczone pomniki, konklu­

duje: „Zachował sięnatomiast posąg szermierzadłu­

taLederera, uznany za apolityczny”.

W rozdzialeIIIzostała omówiona prowincja: w pierw­

szympodrozdziale miasta, wsie iterenypowiatów, w trzecimklasztory ikościoły pielgrzymkowe, w czwartym zamki ipałace. Panuje tusporychaos, dokładniejsze dane mieszają sięz zupełnym brakiem takowych,jednemiejscowości omówione sąszczegó­

łowo,innezupełnie ogólnikowo (np.na str.351/2, po­

śródmiast mało zniszczonych Grossmann podaje: „No­

we Miasteczko: wzmiankowane sątuwojenne ipo­

wojenne zniszczenia. Dalej Środa Śląska, Nowa Sól i(Prusice”. — w rzeczywistościzarówno Nowe Mia­

steczko,jakiNową Sól wymienić można jakomia­

staniezniszczone inawet wyjątkowo dobrze utrzy­

mane). Innesformułowania,w wyniku braku infor­ macji, sugerującoś czego nie ma, bo np. zdanie na s. 328 o kościele parafialnym w Kożuchowie, że „za­

chował co najmniej część swego wystroju” — w rze­ czywistości znaczy, że wystrój tenprzynajmniej w czę­

ści uległ zniszczeniu lubrozproszeniu,gdy tymcza­ semprzetrwał w całości. Wydaje się,że lepiejbyło ograniczyć sięw takimsprawozdaniudo wiadomo­

ści pewnych, a nie do plotek, czego przykładami są, przytaczane w tłumaczeniu,cytaty z jakiegośrepor­ tażuo Dzierżoniowie, gdzie powtarza się banalną rozmowęz przygodnym znajomym w PKS (s. 345) albo wiadomość o otwarciu w r.1962 w Głogowie pierwszego sklepuz meblami, co ma świadczyćo za­

cofaniu tegomiasta (s.330). Mimo zawartej w przy­

pisach obfitej dokumentacji, pomyłek czy nieporo­

zumień jesttuwłaściwie sporo.Np. na s. 326 — od­

kryte w kościele św. Mikołaja w (Brzegu malowidła ścienneźle datowane, choć przecież poza Katalogiem Zabytków zajmował sięnimi równieżspecjalnyarty­ kuł w Ochronie Zabytków. Na s. 332 kwestionowane jestodkrycie w Głogowie fundamentówromańskiego kościoła, tylkona tejzasadzie, że jakoby„nie było

skaznalazłasięw województwie wrocławskim, poza tym jednakw woj. zielonogórskimznalazłysiępowiaty: Głogów, Szprotawa, Żag, Zielona ra iczęściowoWschowa, a w województwie opolskim powiaty:brzeski inamysłowski.

(4)

wcale w Głogowie w średniowieczukościoła św. Mi­

chała” W Gryfow-ie (s.334) autor,opierając sięna Ullrichu, informujeo znacznych wyburzeniach io spaleniuratusza.Ratusz spłonął,ale jeszcze grubo przed wojną izostał wówczas odbudowany z kosz­

marną wieżą żelbetową, która może być przyta­

czana jakoprzykład inicjatywyantykonserwato-riskiej. Cały zresztą akapito miejscowościach wiejskich (s. 353—4) jestprzykładem dezinformacji, gdzie obok przypadkowych wiadomości, że tuobiekt zniszczo­

no, a gdzie indziejstoi, brak jakiegokolwiekładu isensu.Nie chodzi zresztą o wytykanie pomyłek, gdyż wskazywałem jużpowyżej na bogatą iwszech­

stronnądokumentację opracowania, a pomyłki za­

kraść sięmogą nawet do najskrupulatniejszych opra­

cowań. Chodzi raczejo ogólną tendencję.Dla mnie osobiście szczególnie interesującebyło zapoznanie się z dwoma paragrafami tegosprawozdania,w których Grossmann omawia stanzabytków w powiatach brze­

skiminamysłowskim na podstawie Katalogów Za­

bytków Sztuki, opracowanych przy moim współudzia­

leredakcyjnym.Otóż autor bardziej opiera sięna zamieszczonych tamfotografiachniż na opisach, skrzętnienotując — tudostrzeżone na ścianachkoś­

cioła śladypocisków, tam— wybite okna, tu— jakiś nagrobek — tamznów jakąśpojedynczą rzeźbę,przy czym główny wysiłek położony jestna ustalenie róż­ nic między stanemprzedwojennym a obecnym. Ale mimo owych wysiłków konkluzja w odniesieniu do po­

wiatu brzeskiego wypada następująco: (s. 356—7) .jOgólnyprzegląd wykazuje, że bezpośrednie uszko­

dzenia wojenne inieodwracalne wyburzenia mają 0 wiele mniejszy zakres, niż należało się tegooba­

wiać w stosunkudo obszaru objętego działaniami wo­

jennymi.Znamienny jestloskościołów ewangelickich, które — o ilenie zostały przejęte przez kościół kato­

licki!(70o/o) — pozostają -nieużytkowaneiwystawione na niebezpieczeństwo rozpadnięciasię, co jużzresztą częściowo nastąpiło. Późniejsze (pośredmiowieczne) wyposażenie zachowało sięczęściowo w opuszczonych kościołach; średniowieczneołtarze nie zostały jednak wymienione (w„Katalogu...” — przyp. mój) — być może przeniesione zostały do muzeów. Częściej wy­

mieniane sąorgany jakouszkodzone albo w ogóle nie są wzmiankowane — zabytki tebyły zawsze szczegól­

nie narażone na umyślne niszczenie, a takżena ra­ bunek ze względu na wartość materiału idlatego w opuszczonych kościołach najczęściej ulegały zniszcze­

niu”.

W odniesieniu do powiatu namysłowskiego Gross­

mann równieżwskazuje na niski stosunkowoprocent zniszczeń, a podkreśla jedynie,że w r.1945 ipóźniej zniszczone czy rozebranedwory, zniszczenie tozaw­

dzięcza w mniejszym stopniudziałaniom wojennym co akcjom politycznym (s. 359). Nie bardzo wiadomo jakieakcje polityczne ma tuna myśli autor, fakt bowiem pozostaje faktem,że istotniewysoki stan zniszczeń w zakresie architekturydworsko-pałaco- wej ma podłoże po prostu w trudnościutrzymania wielkich, trudnychdo użytkowania ikosztownych w konserwacji budowli. Na zupełne pomieszanie pojęć natrafiamy -nieco dalej i(s. 360), gdy Grossmann opła­

kuje nieartystyczne kryteria w traktowaniuzabytków 1 przeciwstawia sobiefakty:wyburzenie dwóch koś­

ciołów ewangelickich i(w Namysłowie iMiodarach) oraz odbudowę na kościół gotyckiego prezbiterium w iZiemiełow-icach,które od dwóch stulecipozostawało w stanieruiny,przy czym podkreśla, że na tądrugą inicjatywębyło widać dość pieniędzy. Oczywiście Grossmann nie zdaje sobiesprawyz tego,że obie inicjatywypodejmowane były przez różneczynniki, przy czym rolawładz konserwatorskich w obu wypad­

kach — znikoma. To prawda, że wyburzenie intere­ sującego,klasycystycznego kościoła poewangelickie- go w Namysłowie było aktem wandalizmu, ale odpo­

wiedzialność za tospadana teczynniki lokalne,któ­

rymwidocznie kacykostwo uniemożliwiło uzgodnienie własnych decyzji z powołanymi do tegowłaściwymi instancjami.Natomiast odbudowa Ziemiełowic toz ko­

leiinicjatywaludnościmiejscowej (czy-miejscowej

parafii) ifunduszepochodziły teżz tegoźródła. Tak więc w pierwszym wypadku władze konserwatorskie interweniowałyza późno (czyteżza słabo), w dru­

giej ograniczały się jedyniedo funkcji doradczej ikontrolnej.

Takich zaskakujących komentarzy czy konkluzji jest więcej (i tozarówno pozytywnych jaki negatywnych). Pozwolę sobiezacytować jeszczejeden(s. 353): ,,W dzisiejszym województwie zielonogórskim jedynie miasto Zielona Góra należy do tych,o których obser­

watorzy wystawiają pozytywne świadectwo.Ma sie wrażenie, że cała energia województwa skupiasięwy­

łączniena jegogłównym mieście”. Taka konkluzja możliwa jestjedyniewskutek braku lubfałszywości ocen stanumiast tegoregionu(czylitzw.„śląskich powiatów” woj. zielonogórskiego). Wskazałem jużpo­

wyżej inaNową Sól i-Nowe Miasteczko jakoprzykła­

dy zespołów dobrze zachowanych izadbanych, ale mimo dużego stopniazniszczeń — równieżtakiemia­

stajakŻagań, Szprotawa czy Kożuchów prezentują się dziś zupełnie zadowalająco.

W sumienajciekawsze jestposłowie Grossmanna do całej części jegoopracowania poświęconej opiece nad zabytkami. W pierw-szy-m akapicie pedantycznie kata­

logujeprzyczyny zniszczeń. Dla charakterystyki ca­

łościwywodu pozwolę sobietenfragmentprzytoczyć w całości ;(-s. 367—8):

„1. Nieuniknione zniszczenia wskutek działań wojen­

nych — n-p. Głogów ((należyprzy tymzwrócić uwa­

gę, czy działania wojenne sameprzez siętraktowane być mogą jakonieuniknione).

2. Polityka „wypalonej ziemi”, częściowo przejawia­

jącasięw określonym niedocenianiu wartości kul­

turowych— np. pałacyk Webskyeh czy pałac w Przemkowie.

3. Nieprzewidziany upadek z braku możliwości rato­ wania — np. biblioteka uniwersytecka we Wrocławiu. 4. Bezmyślne zniszczenia bezpośrednio lubwkrótce po zajęciu — np. Chojnów, Jawor,Oleśnica — albo później — np. zamek w Kamieńcu Ząbkowickim. 5. Świadome rozbiórki:

a. ze względów polityczno-historycznych — np. za­

bytków czasów pruskich,

b. w celu odzysku cegły — np. Szprotawa,

c. dla osobistego wzbogacenia na uzyskanym mate­

riale— przypadek z Głogowa -był sądownieścigany, d. ze względu na brak przeznaczenia obiektów, po

opuszczeniu ichprzez poprzednich mieszkańców czy użytkowników — nip. licznekościoły ewangelickie. 6. Opuszczenie ipopadnięcie w ruinę— jakoprzy­

kład JeleniaGóra; podobnie równieżw Legnicy, Wo- łowie,Kłodzku, a przede wszystkim w wielu mia­

steczkachiwsiach.”

Następnie autor wyróżnia ikolejno charakteryzuje dwie — jegozdaniem — wyraźne fazyw dziejach opieki nad zabytkami na Śląsku. Pierwsza obejmuje, z grubsza biorąc, pierwsze dziesięciolecie powojenne od czasu ukonstytuowania sięwładz konserwatorskich. Według Grossmanna okres tencharakteryzuje sięz jednejstronyusiłowaniami ratowaniaobiektów zni­

szczonych w czasie wojny, z drugiej jednak strony brak środkówiprowizoryczność bytu osiedleńców po­

wodowały opuszczenie idalsze niszczenie zabytków. Równocześnie, a nawet nieco wcześniej od polskiego października dokonuje się zwrot, poprzedzony wie­

lomaapelami prasowymi. Grossmann uważa jednak, że tapierwsza fazaw wielu miejscach trwaładłużej, a na wsi (aufdem Lande) do dziś nie została prze­

zwyciężona(s. 368). Że tegorodzajuopinia nie znaj­

duje potwierdzenia w zebranym przez autora mate­

riale(videchociażby komentarze do oceny stanuza­

bytków na obszarze dwóch powiatów, które dzięki Katalogowi Zabytków znał dokładnie), nie muszę chyba szerzejwyjaśniać. Szczególną uwagę poświęca Grossmann zagadnieniu małych miasteczek, co jest

(5)

zrozumiale, bowiem problem tendla naszej konser­

wacji był szczególniedrażliwy. Charakteryzuje to zresztą najlepiej cytowana przez autora opinia pol­

skiegofachowca,wypowiedziana na marginesie stanu domów w Bytomiu Odrzańskim: „...takich miasteczek jakBytom mamy w Polsce zbyt wiele”.

Dla charakterystyki „drugiej fazy” pozwolę sobieprzy­

toczyćnastępującą opinię o wypowiedziach prasowych

<s. 369): „Od 1957/8 czyta się w prasie polskiej prze­

ważnie pozytywne wypowiedzi ze szczególnym pod­

kreśleniem nadziei na przyszłość, która ma znacznie przewyższyć dokonania niedoskonałej teraźniejszości. Rzeczywiście da sięwówczas wskazać na wiele po­

zytywnych zjawisk. Krytyka przy poszczególnych obiektach pozwala jednakdostrzec pewien rozdział między teoriąa praktyką.” Zaraz potem przechodzi autordo omawiania sytuacjiw województwie zielono­

górskim, gdyż jakobywiadomości o działalności kon­

serwatorskiejna tymobszarze sąobfitsze niż dla in­ nych województw. Po dość jałowymwywodzie o zmia­

nach personalnych isumachkredytów przeznaczonych na konserwację (przyczym Grossmann zdaje sięnie rozumiećzdania w sprawozdaniuKowalskiego o fi­ nansowaniu prac konserwatorskich przez różnere­ sortyiinstytucje,odnosząc todo działalności różnych oddziałów PiKŻ), następuje końcowy, najciekawszy akapit, który pozwolę sobie przytoczyć w całości (s. 371—2):

„Po rozpatrzeniuprzyczyn irodzajówzniszczeń po­

zostaje jeszczedo ustalenia, jakiemotywy leżałyu podstaw restauracjiczy nawet odbudowy zabytków. Tu na pierwszym miejscu wymienić trzeba,jakopierw­

szoplanowe, cele mieszkaniowe i użyteczności, które mogły być zaspokojone szybciejlubtaniejprzez odbu­

dowę zabytku niż przez nową budowę. Na drugim miejscu stojączynniki historyczno-reprezentacyjne, szczególnieprzy odnawianiu zamków piastowskich. Polska opieka nad zabytkami starałasię tamprzepro­

wadzać restauracjęczy zabezpieczenia zagrożonych zabytków, gdzie znaleźć można było dla nich przezna­

czenie lubgdzie dało sięustalić jakieśichspecjalne znaczenie historyczne (oczywiściez polskiego punktu widzenia). Pozostało jednakdość obiektów, których odbudowa wynikała po prostu z odpowiedzialności za utrzymanie pomnika kultury. W tymwzględzie zainte­

resowaniaipotrzeby polskiej ochrony zabytków nie różniąsięod tych,które obowiązują konserwatorów w każdym innymkraju. Ochrona zabytków musi się staraćwyzyskać tewszystkie korzyści, które jejsta­ wia — z jakichkolwiekprzyczyn — do dyspozycji pań­

stwo.Umyślne niszczenie takjakopuszczenie czy brak zainteresowania było przez ochronę zabytków zawsze zwalczane, ale wypowiedziała sięona takżeprzeciw niszczeniu zabytków wskutek narzuconych lubźle pojętych względów o podłożu nacjonalistycznym lub spoleczno-antagonistycznym.Zawsze bowiem podsta­

wę stanowidla niej artystyczna, a obok niej historycz­

na wartość obiektu. Ponieważ z tegopowodu ochro­

na zabytków nigdzie nie może pracować wydajnie bez pozytywnego odzewu ze stronyspołeczności,również ipolskie czynniki na Dolnym Śląsku starałysię zakty­

wizować zainteresowania osiedlonej tuludnościw od­

niesieniu do odnalezionych tuzabytków historii ikul­

tury.W tymcelu powołano do życia Polskie Towarzy­

stwoTurystyczno-Krajoznawcze, którego członkowie na zasadzie dobrowolności podjęli opiekę nad liczny­ mi zabytkami (szczególniezamkami). Choć wyniki tej akcji mają rozmaitąwartość i nierówną stałość, na­

leżyz zadowoleniem przyjąć teusiłowania, aby war­

tośćzabytków sztukizakorzenić w świadomościpow­

szechnej.Każde pozytywne zjawisko w polskiej och­

roniezabytków leżyw interesiezachowania wartości kulturowych Śląska — a więc we wspólnym intere­ sieNiemców i Polaków, jakiw ogóle całej ludzko­ ści”.

Ostatni wreszcie rozdział,poświęcony sprawommu­

zealnym, nie budzi większego zainteresowania, będąc sprawozdaniem historyczno-sumarycznym. Jedynie

wielokrotnie powtarzane uwagi o przeniesieniu nie­

których zabytków śląskichdo muzeów Polski cen­

tralnejkażą pamiętać kto idla kogo pisał tospra­ wozdanie.

Starając siępodsumować uwagi iwrażenia wynie­

sionez lekturychciałbym powrócić do zdania wy­

powiedzianego na wstępie: sprawozdanieGrossmanna nosi cechy obiektywizmu. Posiada jezwłaszcza w po­

równaniuz niektórymi innymiwypowiedziami. Na to,że jednakjesttoobiektywizm względny, czy na­

wet wręcz pozorny, wskazują jużtefakty,na które zwróciłem uwagę dotychczas, ale przede wszystkim samsposób podawania informacji.Otóż Grossmann operuje metodą powtarzania faktówiopinii, powta­

rzaniatakuporczywego, że w końcu dotrzeć muszą do świadomościnajbardziej nawet obojętnego czytel­

nika. Na jednoz pierwszych miejsc w praktykowa­

niu tejmetody wysuwa siędatowanie zniszczeń. Au­

torsprawozdaniaz niezwykłą skrupulatnościąpow­

tarzadaty zniszczeń, szczególniew odniesieniu do za­

bytków Wrocławia. Przytacza co prawda faktyznisz­

czenia dokonanego na rozkazniemieckiego dowództwa, ale nikną one wśród dziesiątków podkreślanych nieu­

stanniefaktówspaleniasiętakiegoczy innegoobiektu jużpo dacie kapitulacji. Podkreślałem jużpowyżej że po pierwsze — walki na terenieWrocławia prze­

ciągnęły siępoza tentermin,po drugie że wyniszczo­

nego miasta nie staćbyło na skutecznąobronę przed pożarami, które — jakw lesie— wybuchały razpo razod nowa. A jeżelijużo zniszczeniach mowa, no to przecież ichwiększość Wrocław może zawdzięczać tylkoniemieckiemu dowództwu ioddziałom SS, któ­

restosującmetodę spalonejziemicałe dzielnice za­

mieniały w perzynę.

Obok podkreślania zniszczeń dokonanych w okresie wojennym lubbezpośrednio powojennym, Grossmann notuje skrupulatnieiwielokrotnie powtarza tefak­ ty,które świadczą o niszczeniu zabytków wskutek braku lubniewłaściwego użytkowania jużpo wy­

siedleniuludnościniemieckiej. Oczywiście takiskan­ dal konserwatorski jakisiędokonał w JeleniejGó­

rze,jestprzezeń długo iwnikliwie omawiany. Może tobyć dla nas dobrą przestrogą na przyszłość, by nie dopuszczać do takdaleko idącychzaniedbań, których skutkinie dadzą sięjużnigdy usunąć. Powtarzam: przykład JeleniejGóry jestprzykładem tragicznym iskandalicznymzarazem. Podobnie jakprzejmując Ziemie Zachodnie iPółnocne, przejęliśmy równieżod­

powiedzialność za ichutrzymanie, a między innymi za stanichzabytków, takteżmusimy ponosić odpo­

wiedzialność iza to,co było w naszej działalności błędne. Na przykład JeleniejGóry będą się więc jesz­ cze nieraz powoływać wszystkie ośrodki rewizjoni­ styczne,a z naszej stronybędzie można wysunąć ten jedentylkoargument, że zbudowaliśmy obecnie na nowo toczemu daliśmy, w wyniku niedopatrzeń ieko­

nomicznych trudności,rozpaśćsięw gruzy.

Obok kilku drastycznych przykładów tegotypu,Gros­

smannwymienia równieżinneprzykłady, czasem — jaktosięmówi — wyssane z palca. Przykładem nie­

lojalnościsprawozdaniabędzie sprawazamku w Ksią­

żu pod Wałbrzychem, o którym podobnie jako Je­ leniejGórze niemiecki sprawozdawcarozpisuje się obszernie ipóźniej kilkakrotnie do niego powraca. Ale w całym omówieniu nie ma nawet wzmianki o „prehi­

storii” zniszczeń dokonanych w tymwielkim obiek­

cie w związku z projektem przekształcenia go w głów­

ną kwaterę Hitlera. To przecież wówczas wywieziono stamtądwystrój, barokowe malowidła ściennezatyn- kowano oraz zaczęto kopać podziemne tunele,któ­

rychślademjestpotężny wykop tużprzed samympod­

jazdempałacu.

Z lubościąpodkreślane sąrównieżfaktypożarów obiektów zabytkowych, mające miejsce jużw kilka latpo zakończeniu wojny iznów czołowym przykła­

dem jestkilkakrotnie wzmiankowany zamek w Ka­

mieńcu Ząbkowickim. Ale pożary niestety wybucha­

(6)

jązawsze iwszędzie, a gdyby Grossmann zajrzał do przedwojennych sprawozdańkonserwatorskich z Dol­

nego Śląska, tostwierdziłbyże w trzyletnimokresie. 1935—7spłonąłratuszw Ścinawie oraz (doszczętnie) szachulcowykościół w Starym Łomie7. Podobnie przeciwstawiać sobiemożna innefakty,jeżelibowiem wspomina się że w powiecie brzeskim w kościele w Pępicach zostały w sposób ubolewania godny (bedau- erlicherweise) zatynkowane średniowiecznemalowi-\ dla, tomoże warto by uświadomić sobiefakt,że sta­ łosiętow okresie, gdy służbakonserwatorska była na tychterenachdopiero w powijakach. Tymczasem na kilka latprzed wojną, gdy w pełni funkcjonowa­ łana tymobszarze administracjaTysiącletniej Rze­

szyw sąsiadującychz iPępicamiGierszowicach znisz­

czony został ispalonystropz malowidłami patrono­

wymi ze schyłkuśredniowiecza8). Co prawda stało się tobez wiedzy konserwatora (awięc teżbedauer- licherweise)ale w najbliższym sąsiedztwie,pod Nysą,, samkonserwator, który był równocześnieprobosz­

czem i(ks.Hadelt) zniszczył we własnym kościele (przezartystycznie nieudaną zresztą rozbudowę)wielki cykl malowideł ściennychz XIV—XV w. Hadelt twierdziłco prawda, że malowidła były w stanienie do uratowania, ale opublikowane przez niego zdjęcia świadcząo czymś wręcz odwrotnym; zachowane były doskonale iniemal w całości9). A powracając do po­

wiatu brzeskiego: na tymobszarze polscy konserwa­

torzyodkryli lubprzeprowadzili w okresie powojen­

nym konserwację malowideł w Brzegu, Strzelnikach, Małujowicach, Obórkach, Pogorzeli, Krzyżowicach a w dwóch dalszych obiektach będzie sięodsłaniać od­

kryte tampolichromie.

Dalszy ulubiony motyw Grossmanna, tosprawaznisz­

czeń wśród kościołów ewangelickich. To prawda, że wiele ewangelickich świątyńuległo rozbiórcewsku­

tekopuszczenia ipopadnięcia w ruinę.Jednowsze­

lakomożna powiedzieć: wszędzie tamgdzie dało się poewangelickie kościoły przejąć izużytkować, stan ichjestco najmniej zadowalający. A że nieużytkowa- ne popadły w ruinę?Czy jednakbył jakikolwiekspo­ sób ichocalenia, zwłaszcza tam,gdzie w jednejwsi znajdują sięaż dwa kościoły igdzie stanmajątkowy mieszkańców nie pozwala w żadnym wypadku na utrzymywanie dwóch świątyń?To sągodne pożało­

wania, ale zarazem nieodwracalne przypadki. Przy­

padki jakiegośświadomego, politycznego niszczenia należą do zupełnych wyjątków igeneralizowanie ich jestświadomymfałszowaniemhistorii. W ogóle Gros- smannowiprzydałoby sięw wielu wypadkach nieco taktu.Po co pisać, że w kościele w Chojnowie (s.335):

„...niemieckie napisy (epitafiów— przyp. mój) zo­

staływ napływie szowinizmuzasmarowane” skorow dalszym ciągu tegozdania trzebaprzyznać, że — „zo­

stałyone jednak— wkrótce po 1959 — znów staran­ nie odczyszczone”. Przecież czepiając się takichdro­

biazgów, autor musi spotkaćsięz polskiej strony z przypomnieniem o niszczeniu kościołów (chociażby katedry gnieźnieńskiej czy kolegiaty trzemeszneńskiej, nie mówiąc o dziesiątkach innych),a takżesynagog przez okupantów na obszarze Polski centralnej, albo o świadomym,odgórnym i doszczętnym wyniszczeniu kapliczek ifigurprzydrożnych na terenachwłączo­

nych do Rzeszy (PoznańskieiPomorze w szczególno­

ści). Chodzi jużnie o naukowy, ale zwykły fairplay. InnymkonikiemGrossmanna todomniemane niszcze­

nie, a co najmniej niedostrzeganie zabytków epoki fry- derycjańskiej czy w ogóle pruskiej. Muszę przyznać, że nigdy nie spotkałemsięw moich śląskichwędrów­

kach z jakimikolwiekprzykładami dyskryminacji sty­ lowejczy historycznej. Musielibyśmy przecież w pierwszym rzędziezburzyć anie konserwować za­

r. „Kunst-und Denkmalpflege inSchlesien”,2 verofentli- chungNlederschlesien, Breslau-Lissa 1939, s.272 i285—7. 9. „SchlesicheHeimatpflege”, 1 vefentllchung, Breslau 1935 s. 120.

mek malborski, jakonajpotężniejszy pomnik niemiec­

kiego Drang nach Osten. Nie, do prawdy nie powinien niemiecki sprawozdawcaprzypisywać nam tychpo­

czynań, które jegowłasny naród uprawia do dnia dzisiejszego. U nas nie niszczy się umyślnie zabytków, chyba że sąszczególnie agresywne politycznie (jaknp. wiele pomników irozmaitychGedenkstein’ów, a jeśli zjawiska takiemiały miejsce zaraz po zakończeniu wojny, tobył todość ludzki(choćw kryteriach mo­

ralnychniewątpliwie nieusprawiedliwiony) odruch zemsty. Mam wrażenie, że larumna tematzabytków doby fryderycjańskiejwynika nie z naszych w tej dziedzinie zaniedbań, ale z nieproporcjonalnego, cho­

robliwegoniemal przeceniania ichprzez stronęnie­

miecką. W rzeczywistościtenz Berlina na grunt Ślą­

skaprzeszczepiony ociężały klasycyzm, później schin- klowski ipost-schinklowski neogotyk, a wreszcie ek­

lektyzm,są po średniowieczu,renesansieibaroku zjawiskami, które trudnonazwać wzlotem, a raczej czymś wręcz odwrotnym. Osobiście odważyłbym się stwierdzić,że epoka fryderycjańskatylkow jednej dziedzinie stworzyładzieła nieprzeciętne, w tejdzie­

dzinie, która zresztą najlepiej odpowiadała jejcha­

rakterowi:w architekturze militarnej. Tak więc twier­ dze w Srebrnej Górze, Koźlu iNysie todzieła rzeczy­ wiście wybitne i czynniki konserwatorskie powinny poświęcąć imwięcej niż dotychczas uwagi itroski. W całym artykule Grossmanna, co jużstwierdziłem na początku, więcej jestfaktografiiniż ocen. Jaoso­

biście nigdy nie miałem przekonania do statystyk,gdyż zwłaszcza w zakresie sztukinie mogą powiedzieć o żadnym zagadnieniu całej prawdy, łatwonatomiast mogą zwichnąć proporcje. Tak jestiw tymkonkret­

nym wypadku. Cóż z tego,że w cytowanym powyżej, jednymtylkozdaniu crossmannwyjaśnia, że wyso- iki w procentach stopieńzniszczeń odnosi siędo dzie­

dziny architektury mieszczańskiej. Tak — topraw­

da, że w poszczególnych kategoriach zabytków naj­

więcej zniszczeń odniosły: pałace idwory, kamieni­

ce mieszczańskie i— dopiero na trzecimmiejscu —■

opuszczone kościoły ewangelickie. Ale jedyniew pierwszej grupie chodzi w wielu wypadkacn o za­

bytki cenne czy nawet wybitne. W pozostałych obu grupach chodzi przede wszystkim o architekturę sze­ regową,banalną i— co dotyczy przede wszystkim do­

mów miejskich — technicznietandetną,zawalenie się całych ulic w miastach prowincjonalnych, w rozmai­ tychŻaganiach, Szprotawach, Lewinach Brzeskich, spowodowanepozornie zupełnie lekkimiuszkodzenia­

mi wojennymi (wstrząsyipodmuchy wybuchów) czy kilkuletnim brakiem opieki, było procesem nieodwra­

calnym izwiększona troskao tobudownictwo pow­

strzymałobyów proces na przeciąg zaledwie kilku­

dziesięciu lat.W 3 na 4 wypadki stratykulturalne były zresztą znikome. Można rzecśmiało,że o wiele dotkliwsze były stratyz punktu widzenia urbanistyki niż architektury sensustricto.To co napisałem po­

wyżej w sposób oczywisty nie usprawiedliwia nas samychza stratętej1/4 obejmującej bardzo nieraz cenne obiekty.

W całym sprawozdaniuGrossmanna przebija z pew­

nością jednawyraźna tendencja:skrupulatnośćw wy­

liczaniustratizaniedbań nie jestprawie nigdzie zrów­

noważona właściwą oceną wysiłku odbudowy czy kon­

serwacji,a jużz pewnością ani słowanie znajdzie w niej czytelnik o naukowych osiągnięciach naszej strony.Odkrycia naukowe sązaledwie wzmiankowa­

ne lubnawet kwestionowane (Głogów),o piśmienni­

ctwie naukowym nie ma prawie wzmianki (pozacy­

towaniemw przypisach). W dwóch bodaj wypadkach Grossmann notuje w związku z odkryciami czy wy­

nikami badań naukowych, że jakiśtamobiekt nie

». „DeutscheKulturdenkma,ler inOberschlesien”, Breslau 1934 s.140 nn.

(7)

jestwzmiankowany u Dehia! (s. 320, 343), a w przy­

padku obu Katalogów Zabytków (pow.namysłowski ibrzeski) dostrzegł jedyniepolichromię w Strzelni- kach itryptykw Kowalowicach, jakonieznane przed­

temnauce niemieckiej. Chętnie dedykowałbym mu więc pozostałych 12 tomikówowego Katalogu obej­

mującego Województwo opolskie, aby mógł sprawdzić ileobiektów w nich ujętych nie było nigdy publiko­

wanych w żadnych opracowaniach.

Można by dłużej ciągnąć tępolemikę, ale sprawanie wydaje się takistotna,by zagłębiać się nadmiernie w szczegóły. Istotnajednakna tyle,by móc wysnuć dla nas samychpewne dość ważne wnioski. Powinni­

śmy dbać o dokładniejszą iwszechstronniejszą doku­

mentację wszystkich naszych poczynań konserwator­

skich.Nie powinniśmy panicznie lękaćsię przyznawa­

nia do takichczy innychpomyłek, ponieważ nigdy nie da się ichukryć i lepiejsamemustwierdzaćpowsta­

nie negatywnych zjawisk, niż oczekiwać, że ktoś zrobi toza nas izrobi .stronniczo.W końcu mimo wszyst­

kich niedostatków, pomyłek, bezmyślnych czy wręcz szkodliwychpociągnięć bilans ogólny musi wypaść dla nas korzystnie (zważywszyistopieńzniszczeń itrudnościgospodarcze dźwigającego sięz ruinkra­

ju,i wreszcie trudnościw zagospodarowaniu terenów

skądwysiedlona została ludnośćniemiecka). "Stąd z jednejstronyapel o szczegółowsząiobfitszą doku­

mentację działalności konserwatorskiej (atozwłaszcza pod adresem redakcji„Ochrony Zabytków”), jakio szybkieidokładne informowanieopinii publicznej o tychz zewnątrz nadchodzących opiniach igłosach, które w wielu wypadkach mogą nam samympomóc w ocenie zjawisk.

Sprawozdanie Grossmanna, choć tylkow pewnej mie­

rzeobiektywne, pisane jednaknie z pozycji zacie­

trzewionegorewizjonizmu,jestważną lekturąwłaś­

nie przede wszystkim dla naszego czytelnika. Cho­

dzi o tojaknas widzą, szczególnietam,gdzie na zbyt­

nią przychylność raczejnie należy liczyć.Obiekty­

wizm i trzeźwaocena są ważne teżidla tychzagra­

nicznych odbiorców, którzy po nasze materiały nie sięgnąz przyczyn językowychlubbardziej jeszcze przyziemnych: nie ufając imiuważając za^ propagan­ dowe. W końcu na pewno można się zgodzić ze zda­

niem Grossmanna, że wartości kulturowe iopieka nad nimi sąważne nie tylkodla Niemców czy Pola­

ków ale dla całej ludzkości.

Tadeusz Chrzanowski

Referenzen

ÄHNLICHE DOKUMENTE

Indeed, soon after the outbreak of the Arab Spring, the EU issued a series of Communications whose aim was to uphold progress towards rule of law and democratic reform

Pour un montant de 25 millions d’euros selon la Communication conjointe de la Commission européenne et de la Haute représentante : « Un partenariat pour la démocratie et

While it is important to analyze Turkey’s relations with the countries going through transformation, there is also a need to address the question of how the Arab Spring in general

The social aspect of transformation deserves a closer look because of certain similarities between Poland, Tunisia and Egypt (religiosity of society) and those reforms

Additional cable length $75 extra per cable set ; consult factory for maximum lengths.. SPECIAL

Stadt Augsburg, Umweltamt Fa. Finkel

der IE-RL Kunz Rohstoffhandel

(Legespiel Mitvergangenheitsformen mit“ie“) fallen fiel halten hielt bleiben blieb raten riet schlafen schlief schreiben schrieb rufen rief stoßen stieß schweigen schwieg