RECENZJE
Ernst Bahr, Kurt Kónig Niederschlesien unter polnische Verwaltung. Alfred Metzner Verlag, Frankfurt nad Menem — Berlin 1967.
Zachodnioniemiecka ocena polskiej działalności kon
serwatorskieji muzealnej na Dolnym Śląsku.
Spory, przeszło 400 stronliczącytomjestpiątym z seriinoszącej wspólny tytuł:„Ostdeutschland unter fremderVerwaltung” (WschodnieNiemcy pod obcą administracją) *. Wydany został przez Johann Gott-
>. „OstdeutschlandunterfremderVerwaltung”, hrsg. v. Jo hann Gottfried Herder — Forschungsrat, bd. V untermit- arbeitvon iR.Breyer. D. Grossmann u. K. Hartmann von E. Bahr u. K. Kónig, Alfred Matzner Yerlag, Frankfurt/
friedHerder — Forschungsrat, a poświęcony jest Dolnemu Śląskowi. Pięciu autorów w siedmiuroz działach zajmuje sięadministracją istosunkamilud nościowymi, przemysłem igospodarką, rolnictwem i leśnictwemoraz rzemiosłem,szkolnictwem,nauką, kulturą i stosunkamikościelnymi. Interesującynas rozdział,liczącyblisko 80 stron,opracowany został przez Dietera Grossmanna inosi tytuł:„Los zabyt
ków sztukina Dolnym Śląsku od 1945 r.Ochrona zabytków imuzealnictwo”.
/Main— Berlin, 1967. Nawiasem dodam, że na stronietytu łowejksiążki nazwisko autorarozdziałuo ochronie zabytków podane jestw brzmieniu Grossmann, ade w nagłówku arty kułu: Groszmann.
Originalveröffentlichungin: Ochrona Zabytków, 22 (1969), Nr. 4 (87). S. 317-323
Relacja Grossmanna posiada cechy obiektywizmu: autor starasię opierać nie tylkona zachodnionie- mieckiej, ale przede wszystkim na polskiej literaturze przedmiotu. Wstrzymuje sięteżod nadmiernie dra
matycznych czy typowopropagandowych komentarzy. Pod tymwzględem jegopraca różnisięwyraźnie od płaczliwie martyrologicznego tonunastępnego roz działu, w którym Richard Breyer omawiając stosunki kościelne na Śląsku z typoworewizjonistycznymina
cjonalistycznym zacięciem przeciwstawia sobienie
miecki ipolski kościół protestancki, niemiecki ipolski kościół katolicki, a rok1945 uważa za datę najwięk
szejklęski w dziejach Śląska.
Grossmann, jakjużwspomniałem, starasiędotrzeć do źródeł polskich, a posiłkując sięrównieżpubli
kacjami zachodnioniemieckimi, takimijakprace Hir- schbergai2.iUllricha 3, czy reportersko-plotkarską książką Wassermanna4, w kilku wypadkach ujawnia ikoryguje zawarte w nich błędy czy nieścisłości. Pewne braki w zakresie polskiej literaturyprzedmio
tu,nieznajomość licznychartykułów w prasie tygod niowej i miesięcznikach, czy nawet naukowych pu
blikacji5kompensuje imponującywprost serwisw zakresie prasy codziennej. Grossmann sięganie tylko do ogólnopolskich dzienników jak„Trybuna Ludu”, czy „Słowo Powszechne” ale do prasy prowincjonalnej (np.„Trybuna Wałbrzyska”) czy do takmało znanych publikacji jak„Nowe Sygnały”. Zastanawiająca jest tagorliwość idokładność w zbieraniu wszelkich ma
teriałówdotyczących życia naszego kraju. Chwilami polskiego czytelnika tejksiążki ogarnia zazdrość. To jesttakżenasza racjastanu:dobrze orientować się iwiedzieć co o nas piszą w Niemieckiej Republice Federalnej; niestety w tejdziedzinie jestwiele bra
ków iopóźnień.
Pomimo optycznie potężnego aparatudokumentacji, zawartego w przypisach, czytelnika polskiego zadzi
wiać będzie przy lekturzeartykułuGrossmanna to,że wielokrotnie zdaje sięon nie wiedzieć nic na temat takiegoczy innegozabytku, a takżedość chaotycznie podaje dane liczboweo obiektach architektury. A prze
cież jużna przełomie 1964/5 r.ukazał się wydany przez Ośrodek Dokumentacji Zabytków „Spis Zabytków Ar
chitektury iBudownictwa”, a więc publikacja, która powinna była stanowićdlań w ogóle statystycznąpod
stawęopracowania. Bez znajomości tegowykazu pra
ca Grossmanna stajesię próbą podsumowania tego, co jużwówczas gdy autor pisał swestudiumbyło pod
sumowaneiw rezultacielekturategoniemieckiego opracowania — wbrew pozorom — jestraczejnużą
ca. Z wrodzoną swemunarodowi dokładnością Gros
smannsumujestrzępki-zebranychprzez siebieinfor macji iukłada w pewną całość, w której zalew drob
nych faktówzatapia po prostu bardziej syntetyczne sądyczy spostrzeżenia.
Pierwszy rozdziałpracy, poświęcony ochronie zabyt
ków w ogólności, próbuje nakreślić zarys jakgdyby historii konserwatorstwa na Dolnym Śląsku, ale nie wszystkie zawarte tuopinie znajdują potwierdzenie w dokumentacji zebranej przez autora. -Podkreślaon na początku fakt,że do 1944 r.,Śląsk, który nie za
znał do tegoczasu grozy wojny powietrznej, był naj
mniej zniszczoną prowincją -Niemiec.Dopiero przej
ściefrontu-spowodowałoznaczną ilośćzniszczeń, któ
rąpomnożyły następne lata,kiedy tobrak środków, a przede wszystkim materiałów isiłroboczych,po
wstrzymywał bardziej skutecznąakcję odbudowy iza
bezpieczeń. Grossmann pisze (s. 305—6): „Co prawda
2. E. Hirschberg: Unser Schlesien Heute, Aachen 1955. 3. H. Ullrdch: Das Schicksal der Bau- und Kunstdenk- mdler inden Ostgebieten des Deutschen Relches und imGe- biet vonDanzig, Bonn 1963.
i.C. Wassermann: Unter polnlscher Verwaltung, Ham
burg -1967. Vide równieżpolemizujący z nim numer10—Dl
„Ziemi”z1058 r.
polska ochrona zabytków jużwcześnie trudziłasię nad zabezpieczeniem poszczególnych obiektów (ka tedrawrocławska 1946), ale początkowo nie starczało środkówimożliwości na powszechną opiekę -nad tak licznieprzetrwałym zasobem zabytków, w znacznym stopniuuszkodzonych lubzaniedbanych, które po
nadto wymagały wydatnej akcji rozpoznawczejika
talogowej.Jeszczew 1957 r.inwentaryzacjaopierała sięna ochotniczych siłachpomocniczych, jakoże wła
dzom konserwatorskim nie udostępniono samochodu do dyspozycji, zakres środków,które były do dyspo
zycji w 1956 r.dla potrzeb ochrony zabytków, był wówczas obliczany zaledwie na 2"/o całości zapotrze
bowania”.
Autor, jakwidać, nie orientuje sięw systemiepracy ipodziale kompetencji. Konserwatorzy istotnienie posiadają do dyspozycji własnych samochodów,a po
sługująsię (niestetyw ograniczonej mierze) parkiem samochodowymswychwłasnych radnarodowych, ale inwentaryzacjanie leżyw zakresie ichdziałania iprzeprowadzają jątakie,specjalniew tymcelu po
wołane instytucje,ja-k InstytutSztuki RAN (Katalogi zabytków sztukiw Polsce), -czy Ośrodek Dokumen
tacjiZabytków (kartotekowaewidencja zabytków nie
ruchomychiruchomych,weryfikacja, a ostatnio tak że opracowywanie korpusów w poszczególnych za
kresach). Oczywiście że praca inwentaryzatorówjest ochotnicza, ale wykonawcy otrzymują za nią wyna
grodzenie obejmujące równieżkoszty podróży.
Obok rozmaitych trudnościnatury ekonomicznej, Grossmann podkreśla równieżfakt,że wskutek -strat wojennych oraz pięcioletniej przerwy w nauczaniu (zamknięcieuniwersytetów przez okupantów), P°"
wstał dotkliwy, po dziś dzień -trwającyniedostatek siłfachowych.Ocena tawydaje siębyć przesadna; w rzeczywistościwładze polskie potrafiły nie tylko utworzyć, ale ró-wnieżobsadzić wszystkie ważniejsze placówki konserwatorskie i muzealne na terenach Ziem Zachodnich, a takżestworzyłyodpowiednie wa
runkidla szybkiegouzupełnienia istniejącychlukW kadrach. Ostatecznie dziś jużsporaczęść pracowni
ków naukowych, muzealnych ikonserwatorów na Dolnym Śląsku, towychowankowie uczelni na tymże Dolnym Śląsku, nie tyledźwigniętych z ruin,co właś
ciwie zbudowanych od nowa. Wypada raczejsię dzi
wić, że mimo rozmiarówbiologicznego zniszczenia, służbakonserwatorska (zarównoadministracyjna jak iwykonawcza) -umiałapodjąć iwywiązać sięw pełni ze swychzadań — oczywiście w tymzakresie, na jaki pozwalały stojącedo -dyspozycjiśrodkimaterialne. Ostatecznie nie kto inny,a właśnie polscy konserwa
torzywykonują sweprace nie tylkona tereniena
szego kraju, ale m.in. równieżna obszarze Niemiec (Gustrow).
W dalszym ciągu wywodu Grossmann dość szczegó
łowozajmuje się stronąadministracyjno-prawną opieki nad zabytkami iszkicujeniejako krótką his
torięsłużbykonserwatorskiej na Dolnym Śląsku, śle dząc etapy organizacji, reorganizacji,zmiany nazw, za
kresu kompetencji itd.tychwszystkich instytucji,któ
rezwiązane były z odbudową w ogóle, a z opieką nad zabytkami w szczególności. Przy okazji operuje rów nież cyframi wydatków na cele odbudowy izabezpie
czenia zabytków; polski czytelnik może sięnieźle na
głowić nad tym,co owe cyfry powiedzieć mogą czy
telnikowiniemieckiemu, skorojemusamemu— po zmianach wartości pieniądza — dziś jużnic prawie nie mówią.
s.Grossmann cytujewprawdzie, alezdajesięzu-peinie nie korzystać z takpożytecznego wydawnictwa, jakimwe wczes
nej, powojennej epocebyło np. wydawnictwo InstytutuZa
chodniego„DolnyŚląsk” (t.,II—41, Poznań 1-948). Zawarte w nim artykułyG. Chmarzyńskiego podawały bogate dane z itinerariumobejmującego wszystkie najważniejsze ośrod
ki sztukiomawianego regionu.
Następnie autor wzmiankuje akcję weryfikacyjną, jedyniena obszarze woj. wrocławskiego6, nie orien
tującsięzresztą jakz tekstuwynika, w jejcharakte rzeoraz notuje podjęcie akcji zewidencjonowania za
bytków ruchomych.Mówi teżo wydanej w 1962 r. ustawie o ochronie dóbr kultury, przy czym pod
kreśla, że uprawnienia przyznane w tejżeustawie kon
serwatoromsą znacznie szerszeniż np. w wielu kra
jachNiemieckiej Republiki Federalnej, stwierdza wszakże równocześnie(s. 309), że „w praktyce istotne jestjednakto,w jakimstopniumogą być wykorzy
stanesiłyosobowe, środkifinansoweimateriałowe oraz w jakiejmierze zastany zasób zabytków sztuki ikultury uznany zostanie przez urzędy konserwa
torskieza godny zachowania”. Raz jeszczewykazuje więc brak orientacji w zasadach przeprowadzonej jużwówczas (i opublikowanej — patrz wyżej) wery
fikacji,która — przy opiniodawczym głosie poszcze
gólnych konserwatorów — przeprowadzona została przez grupy naukowców, a wyniki jejzbadane iza
twierdzoneprzez ogólnopolskie komisje.
W zakresie generalnych wytycznych służbykonser
watorskiej na Dolnym Śląsku Grossmann wymienia następujące punkty: geograficzne punkty ciężkości (odbudowaWrocławia), wartościujące punkty ciężkości (odbudowanajcenniejszych obiektów jaknp. ratusza w Lwówku, styloweihistoryczne punkty ciężkości (specjalnaopieka nad zabytkami związanymi z Pias
tamijaknp. zamek w Brzegu), a wreszcie specjalne uprawnienia pozwalające się przeciwstawić bezmyśl
nej grabieży Śląska (iinnychobszarów) zcegły uzys
kiwanej zrozbiórek.Wreszcie — po krótkiej charak terystycestojącychmu do dyspozycji źródeł (przy czym niemieckie określa mianem drugorzędnych — Sekundarąuelle) — przechodzi do części szczegółowej. Osobny rozdziałpoświęcony jestzabytkom Wrocławia. We wprowadzeniu, które pokrótce charakteryzuje etapy odbudowy, znajdujemy słusznestwierdzenie 0 historyzującej rekonstrukcji.Jakoprzykład takiej— na wzór Gdańska — autorprzytacza odbudowę dwóch pierzei rynkowychikomentuje (s. 312): „Ten... krańcowy przypadek praktyki konserwatorskiej spot kał siępo części z ostrą krytyką inie doprowadził do utworzenia szkoły”. Następnie autorprzeciwstawia tejtendencjipodjętą ok. r.1960, poprzedzoną długimi dyskusjami, odbudowę Nowego Rynku. Omawiając wreszcie stopień zniszczeń obiektów zabytkowych 1 ichstanliczbowy,Grossmann pisze (s. 313—4):
„W każdym przypadku bardzo znaczne różnicemię
dzy ilościązabytków przed ipo wojnie dotyczą — jakoże spośród kościołów, klasztorów, pałaców iwiększych budowli publicznych prawie żaden nie został pominięty — przede wszystkim domów miesz
czańskich. Są tozresztą nieuniknione skutkitakwiel
kich zniszczeń, i stratyw substancjizabytkowej by
łybyiwe Wrocławiu zapewne znacznie wyższe, gdyby do odbudowy miasta przystępowano tamz takimsa mym dążeniem do modernizacji, jaktomiało miejsce w wielu miastach zachodnioniemieckich. W przeci
wieństwie do bardzo negatywnych przykładów z za
chodnich iśrodkowychNiemiec (Kassel,Magdeburg) został konserwatorom na kierowniczych stanowiskach
od r.1947 przyznany określony wpływ na planowa
nie iodbudowę miasta i(t.j.Wrocławia — przyp. mój).”
Następuje zwięzła ale drobiazgowa analiza poszcze
gólnych obiektów, przy czym chyba omyłkowe jest stwierdzenieautora, że obecny ołtarz główny katedry pochodzi ze zniszczonegoewangelickiego kościoła par. w Lubiniu, skorokościół tenbył co najwyżej uszko
dzony, a obecnie jestczynny inie widać w jegownę
t.Czytelnikowi polskiemu należy sięmałe wyjaśnienie od
nośnie podziałów administracyjnych.Przed 1939 r.prowincja Śląsk dzieliła sięna trzyregencje:Wrocławską, Legnicką iOpolską, przyczymdwiepierwsze obejmowały obszar Ślą
skaDolnego. W obecnych podziałach większość Dolnego Slą-
trzu,w którym zachowało siędużo cennych dzieł sztuki,śladówwiększych zniszczeń. W swymspra wozdaniu Grossmann bardzo skrupulatnienotuje da
tyzniszczeń poszczególnych obiektów, podkreślając każdorazowo przypadki spaleniajużpo zawieszeniu broni. Tylko że we Wrocławiu ogniska walki trwały przecież jeszczeipo tejdacie, a wielkie, zdewasto
wane długotrwałą obroną miasto, wobec braku zor
ganizowanej akcji ochronnej, ulegało powrotnym ata kom ognia. Ta skrupulatnośćw referowaniudat znisz
czeń (Grossmannlojalniewzmiankuje równieżite, które powstały w wyniku wyburzeń podejmowanych przez niemieckie dowództwo obrony — np. pałacyk Webskich) ma wręcz groteskowy charakter w akapi cie dotyczącym kościoła św. Marii Magdaleny. Jak sięokazuje, runięciejednejz wież tejbudowli, po
siadabogatą literaturę,ale sześciu autorów (polskich iniemieckich) podaje w każdym wypadku innądatę lubprzyczynę, a tylkojedenz nich ma oczywiście rację.W sprawozdaniuobiektywizm graniczy z nie
częstymi pochwałami, (np.o pieczołowitej (sorgfaltig) konserwacji freskóww auli. uniwersyteckiej) ipod
kreślaniem faktów,zdaniem autora negatywnych; ta kim wydaje siękomentarz o dawnym kościele ewan
gelickim na Sępólnie, który „został przemieniony na kino, a wieża na kawiarnię (Kaffeeausschank).Obok wzmianki o odkryciach w dawnym zamku, Grossmann komentuje następująco prace przy rezydencjachksią
żąt brzeskich i opolskich: specjalnąwagę przykłada
no ze stronypolskiej do dawnych pałaców książąt brzeskich... iopolskich..., w których mimo gruntów-, nych przebudów XIX w. zachowały siępomieszczenia 0 całkowicie lubczęściowym gotyckim charakterze”.
1 wreszcie, wyliczając zniszczone pomniki, konklu
duje: „Zachował sięnatomiast posąg szermierzadłu
taLederera, uznany za apolityczny”.
W rozdzialeIIIzostała omówiona prowincja: w pierw
szympodrozdziale miasta, wsie iterenypowiatów, w trzecimklasztory ikościoły pielgrzymkowe, w czwartym zamki ipałace. Panuje tusporychaos, dokładniejsze dane mieszają sięz zupełnym brakiem takowych,jednemiejscowości omówione sąszczegó
łowo,innezupełnie ogólnikowo (np.na str.351/2, po
śródmiast mało zniszczonych Grossmann podaje: „No
we Miasteczko: wzmiankowane sątuwojenne ipo
wojenne zniszczenia. Dalej Środa Śląska, Nowa Sól i(Prusice”. — w rzeczywistościzarówno Nowe Mia
steczko,jakiNową Sól wymienić można jakomia
staniezniszczone inawet wyjątkowo dobrze utrzy
mane). Innesformułowania,w wyniku braku infor macji, sugerującoś czego nie ma, bo np. zdanie na s. 328 o kościele parafialnym w Kożuchowie, że „za
chował co najmniej część swego wystroju” — w rze czywistości znaczy, że wystrój tenprzynajmniej w czę
ści uległ zniszczeniu lubrozproszeniu,gdy tymcza semprzetrwał w całości. Wydaje się,że lepiejbyło ograniczyć sięw takimsprawozdaniudo wiadomo
ści pewnych, a nie do plotek, czego przykładami są, przytaczane w tłumaczeniu,cytaty z jakiegośrepor tażuo Dzierżoniowie, gdzie powtarza się banalną rozmowęz przygodnym znajomym w PKS (s. 345) albo wiadomość o otwarciu w r.1962 w Głogowie pierwszego sklepuz meblami, co ma świadczyćo za
cofaniu tegomiasta (s.330). Mimo zawartej w przy
pisach obfitej dokumentacji, pomyłek czy nieporo
zumień jesttuwłaściwie sporo.Np. na s. 326 — od
kryte w kościele św. Mikołaja w (Brzegu malowidła ścienneźle datowane, choć przecież poza Katalogiem Zabytków zajmował sięnimi równieżspecjalnyarty kuł w Ochronie Zabytków. Na s. 332 kwestionowane jestodkrycie w Głogowie fundamentówromańskiego kościoła, tylkona tejzasadzie, że jakoby„nie było
skaznalazłasięw województwie wrocławskim, poza tym jednakw woj. zielonogórskimznalazłysiępowiaty: Głogów, Szprotawa, Żagań, Zielona Góra iczęściowoWschowa, a w województwie opolskim powiaty:brzeski inamysłowski.
wcale w Głogowie w średniowieczukościoła św. Mi
chała” W Gryfow-ie (s.334) autor,opierając sięna Ullrichu, informujeo znacznych wyburzeniach io spaleniuratusza.Ratusz spłonął,ale jeszcze grubo przed wojną izostał wówczas odbudowany z kosz
marną wieżą żelbetową, która może być przyta
czana jakoprzykład inicjatywyantykonserwato-riskiej. Cały zresztą akapito miejscowościach wiejskich (s. 353—4) jestprzykładem dezinformacji, gdzie obok przypadkowych wiadomości, że tuobiekt zniszczo
no, a gdzie indziejstoi, brak jakiegokolwiekładu isensu.Nie chodzi zresztą o wytykanie pomyłek, gdyż wskazywałem jużpowyżej na bogatą iwszech
stronnądokumentację opracowania, a pomyłki za
kraść sięmogą nawet do najskrupulatniejszych opra
cowań. Chodzi raczejo ogólną tendencję.Dla mnie osobiście szczególnie interesującebyło zapoznanie się z dwoma paragrafami tegosprawozdania,w których Grossmann omawia stanzabytków w powiatach brze
skiminamysłowskim na podstawie Katalogów Za
bytków Sztuki, opracowanych przy moim współudzia
leredakcyjnym.Otóż autor bardziej opiera sięna zamieszczonych tamfotografiachniż na opisach, skrzętnienotując — tudostrzeżone na ścianachkoś
cioła śladypocisków, tam— wybite okna, tu— jakiś nagrobek — tamznów jakąśpojedynczą rzeźbę,przy czym główny wysiłek położony jestna ustalenie róż nic między stanemprzedwojennym a obecnym. Ale mimo owych wysiłków konkluzja w odniesieniu do po
wiatu brzeskiego wypada następująco: (s. 356—7) .jOgólnyprzegląd wykazuje, że bezpośrednie uszko
dzenia wojenne inieodwracalne wyburzenia mają 0 wiele mniejszy zakres, niż należało się tegooba
wiać w stosunkudo obszaru objętego działaniami wo
jennymi.Znamienny jestloskościołów ewangelickich, które — o ilenie zostały przejęte przez kościół kato
licki!(70o/o) — pozostają -nieużytkowaneiwystawione na niebezpieczeństwo rozpadnięciasię, co jużzresztą częściowo nastąpiło. Późniejsze (pośredmiowieczne) wyposażenie zachowało sięczęściowo w opuszczonych kościołach; średniowieczneołtarze nie zostały jednak wymienione (w„Katalogu...” — przyp. mój) — być może przeniesione zostały do muzeów. Częściej wy
mieniane sąorgany jakouszkodzone albo w ogóle nie są wzmiankowane — zabytki tebyły zawsze szczegól
nie narażone na umyślne niszczenie, a takżena ra bunek ze względu na wartość materiału idlatego w opuszczonych kościołach najczęściej ulegały zniszcze
niu”.
W odniesieniu do powiatu namysłowskiego Gross
mann równieżwskazuje na niski stosunkowoprocent zniszczeń, a podkreśla jedynie,że w r.1945 ipóźniej zniszczone czy rozebranedwory, zniszczenie tozaw
dzięcza w mniejszym stopniudziałaniom wojennym co akcjom politycznym (s. 359). Nie bardzo wiadomo jakieakcje polityczne ma tuna myśli autor, fakt bowiem pozostaje faktem,że istotniewysoki stan zniszczeń w zakresie architekturydworsko-pałaco- wej ma podłoże po prostu w trudnościutrzymania wielkich, trudnychdo użytkowania ikosztownych w konserwacji budowli. Na zupełne pomieszanie pojęć natrafiamy -nieco dalej i(s. 360), gdy Grossmann opła
kuje nieartystyczne kryteria w traktowaniuzabytków 1 przeciwstawia sobiefakty:wyburzenie dwóch koś
ciołów ewangelickich i(w Namysłowie iMiodarach) oraz odbudowę na kościół gotyckiego prezbiterium w iZiemiełow-icach,które od dwóch stulecipozostawało w stanieruiny,przy czym podkreśla, że na tądrugą inicjatywębyło widać dość pieniędzy. Oczywiście Grossmann nie zdaje sobiesprawyz tego,że obie inicjatywypodejmowane były przez różneczynniki, przy czym rolawładz konserwatorskich w obu wypad
kach — znikoma. To prawda, że wyburzenie intere sującego,klasycystycznego kościoła poewangelickie- go w Namysłowie było aktem wandalizmu, ale odpo
wiedzialność za tospadana teczynniki lokalne,któ
rymwidocznie kacykostwo uniemożliwiło uzgodnienie własnych decyzji z powołanymi do tegowłaściwymi instancjami.Natomiast odbudowa Ziemiełowic toz ko
leiinicjatywaludnościmiejscowej (czy-miejscowej
parafii) ifunduszepochodziły teżz tegoźródła. Tak więc w pierwszym wypadku władze konserwatorskie interweniowałyza późno (czyteżza słabo), w dru
giej ograniczały się jedyniedo funkcji doradczej ikontrolnej.
Takich zaskakujących komentarzy czy konkluzji jest więcej (i tozarówno pozytywnych jaki negatywnych). Pozwolę sobiezacytować jeszczejeden(s. 353): ,,W dzisiejszym województwie zielonogórskim jedynie miasto Zielona Góra należy do tych,o których obser
watorzy wystawiają pozytywne świadectwo.Ma sie wrażenie, że cała energia województwa skupiasięwy
łączniena jegogłównym mieście”. Taka konkluzja możliwa jestjedyniewskutek braku lubfałszywości ocen stanumiast tegoregionu(czylitzw.„śląskich powiatów” woj. zielonogórskiego). Wskazałem jużpo
wyżej inaNową Sól i-Nowe Miasteczko jakoprzykła
dy zespołów dobrze zachowanych izadbanych, ale mimo dużego stopniazniszczeń — równieżtakiemia
stajakŻagań, Szprotawa czy Kożuchów prezentują się dziś zupełnie zadowalająco.
W sumienajciekawsze jestposłowie Grossmanna do całej części jegoopracowania poświęconej opiece nad zabytkami. W pierw-szy-m akapicie pedantycznie kata
logujeprzyczyny zniszczeń. Dla charakterystyki ca
łościwywodu pozwolę sobietenfragmentprzytoczyć w całości ;(-s. 367—8):
„1. Nieuniknione zniszczenia wskutek działań wojen
nych — n-p. Głogów ((należyprzy tymzwrócić uwa
gę, czy działania wojenne sameprzez siętraktowane być mogą jakonieuniknione).
2. Polityka „wypalonej ziemi”, częściowo przejawia
jącasięw określonym niedocenianiu wartości kul
turowych— np. pałacyk Webskyeh czy pałac w Przemkowie.
3. Nieprzewidziany upadek z braku możliwości rato wania — np. biblioteka uniwersytecka we Wrocławiu. 4. Bezmyślne zniszczenia bezpośrednio lubwkrótce po zajęciu — np. Chojnów, Jawor,Oleśnica — albo później — np. zamek w Kamieńcu Ząbkowickim. 5. Świadome rozbiórki:
a. ze względów polityczno-historycznych — np. za
bytków czasów pruskich,
b. w celu odzysku cegły — np. Szprotawa,
c. dla osobistego wzbogacenia na uzyskanym mate
riale— przypadek z Głogowa -był sądownieścigany, d. ze względu na brak przeznaczenia obiektów, po
opuszczeniu ichprzez poprzednich mieszkańców czy użytkowników — nip. licznekościoły ewangelickie. 6. Opuszczenie ipopadnięcie w ruinę— jakoprzy
kład JeleniaGóra; podobnie równieżw Legnicy, Wo- łowie,Kłodzku, a przede wszystkim w wielu mia
steczkachiwsiach.”
Następnie autor wyróżnia ikolejno charakteryzuje dwie — jegozdaniem — wyraźne fazyw dziejach opieki nad zabytkami na Śląsku. Pierwsza obejmuje, z grubsza biorąc, pierwsze dziesięciolecie powojenne od czasu ukonstytuowania sięwładz konserwatorskich. Według Grossmanna okres tencharakteryzuje sięz jednejstronyusiłowaniami ratowaniaobiektów zni
szczonych w czasie wojny, z drugiej jednak strony brak środkówiprowizoryczność bytu osiedleńców po
wodowały opuszczenie idalsze niszczenie zabytków. Równocześnie, a nawet nieco wcześniej od polskiego października dokonuje się zwrot, poprzedzony wie
lomaapelami prasowymi. Grossmann uważa jednak, że tapierwsza fazaw wielu miejscach trwaładłużej, a na wsi (aufdem Lande) do dziś nie została prze
zwyciężona(s. 368). Że tegorodzajuopinia nie znaj
duje potwierdzenia w zebranym przez autora mate
riale(videchociażby komentarze do oceny stanuza
bytków na obszarze dwóch powiatów, które dzięki Katalogowi Zabytków znał dokładnie), nie muszę chyba szerzejwyjaśniać. Szczególną uwagę poświęca Grossmann zagadnieniu małych miasteczek, co jest
zrozumiale, bowiem problem tendla naszej konser
wacji był szczególniedrażliwy. Charakteryzuje to zresztą najlepiej cytowana przez autora opinia pol
skiegofachowca,wypowiedziana na marginesie stanu domów w Bytomiu Odrzańskim: „...takich miasteczek jakBytom mamy w Polsce zbyt wiele”.
Dla charakterystyki „drugiej fazy” pozwolę sobieprzy
toczyćnastępującą opinię o wypowiedziach prasowych
<s. 369): „Od 1957/8 czyta się w prasie polskiej prze
ważnie pozytywne wypowiedzi ze szczególnym pod
kreśleniem nadziei na przyszłość, która ma znacznie przewyższyć dokonania niedoskonałej teraźniejszości. Rzeczywiście da sięwówczas wskazać na wiele po
zytywnych zjawisk. Krytyka przy poszczególnych obiektach pozwala jednakdostrzec pewien rozdział między teoriąa praktyką.” Zaraz potem przechodzi autordo omawiania sytuacjiw województwie zielono
górskim, gdyż jakobywiadomości o działalności kon
serwatorskiejna tymobszarze sąobfitsze niż dla in nych województw. Po dość jałowymwywodzie o zmia
nach personalnych isumachkredytów przeznaczonych na konserwację (przyczym Grossmann zdaje sięnie rozumiećzdania w sprawozdaniuKowalskiego o fi nansowaniu prac konserwatorskich przez różnere sortyiinstytucje,odnosząc todo działalności różnych oddziałów PiKŻ), następuje końcowy, najciekawszy akapit, który pozwolę sobie przytoczyć w całości (s. 371—2):
„Po rozpatrzeniuprzyczyn irodzajówzniszczeń po
zostaje jeszczedo ustalenia, jakiemotywy leżałyu podstaw restauracjiczy nawet odbudowy zabytków. Tu na pierwszym miejscu wymienić trzeba,jakopierw
szoplanowe, cele mieszkaniowe i użyteczności, które mogły być zaspokojone szybciejlubtaniejprzez odbu
dowę zabytku niż przez nową budowę. Na drugim miejscu stojączynniki historyczno-reprezentacyjne, szczególnieprzy odnawianiu zamków piastowskich. Polska opieka nad zabytkami starałasię tamprzepro
wadzać restauracjęczy zabezpieczenia zagrożonych zabytków, gdzie znaleźć można było dla nich przezna
czenie lubgdzie dało sięustalić jakieśichspecjalne znaczenie historyczne (oczywiściez polskiego punktu widzenia). Pozostało jednakdość obiektów, których odbudowa wynikała po prostu z odpowiedzialności za utrzymanie pomnika kultury. W tymwzględzie zainte
resowaniaipotrzeby polskiej ochrony zabytków nie różniąsięod tych,które obowiązują konserwatorów w każdym innymkraju. Ochrona zabytków musi się staraćwyzyskać tewszystkie korzyści, które jejsta wia — z jakichkolwiekprzyczyn — do dyspozycji pań
stwo.Umyślne niszczenie takjakopuszczenie czy brak zainteresowania było przez ochronę zabytków zawsze zwalczane, ale wypowiedziała sięona takżeprzeciw niszczeniu zabytków wskutek narzuconych lubźle pojętych względów o podłożu nacjonalistycznym lub spoleczno-antagonistycznym.Zawsze bowiem podsta
wę stanowidla niej artystyczna, a obok niej historycz
na wartość obiektu. Ponieważ z tegopowodu ochro
na zabytków nigdzie nie może pracować wydajnie bez pozytywnego odzewu ze stronyspołeczności,również ipolskie czynniki na Dolnym Śląsku starałysię zakty
wizować zainteresowania osiedlonej tuludnościw od
niesieniu do odnalezionych tuzabytków historii ikul
tury.W tymcelu powołano do życia Polskie Towarzy
stwoTurystyczno-Krajoznawcze, którego członkowie na zasadzie dobrowolności podjęli opiekę nad liczny mi zabytkami (szczególniezamkami). Choć wyniki tej akcji mają rozmaitąwartość i nierówną stałość, na
leżyz zadowoleniem przyjąć teusiłowania, aby war
tośćzabytków sztukizakorzenić w świadomościpow
szechnej.Każde pozytywne zjawisko w polskiej och
roniezabytków leżyw interesiezachowania wartości kulturowych Śląska — a więc we wspólnym intere sieNiemców i Polaków, jakiw ogóle całej ludzko ści”.
Ostatni wreszcie rozdział,poświęcony sprawommu
zealnym, nie budzi większego zainteresowania, będąc sprawozdaniem historyczno-sumarycznym. Jedynie
wielokrotnie powtarzane uwagi o przeniesieniu nie
których zabytków śląskichdo muzeów Polski cen
tralnejkażą pamiętać kto idla kogo pisał tospra wozdanie.
Starając siępodsumować uwagi iwrażenia wynie
sionez lekturychciałbym powrócić do zdania wy
powiedzianego na wstępie: sprawozdanieGrossmanna nosi cechy obiektywizmu. Posiada jezwłaszcza w po
równaniuz niektórymi innymiwypowiedziami. Na to,że jednakjesttoobiektywizm względny, czy na
wet wręcz pozorny, wskazują jużtefakty,na które zwróciłem uwagę dotychczas, ale przede wszystkim samsposób podawania informacji.Otóż Grossmann operuje metodą powtarzania faktówiopinii, powta
rzaniatakuporczywego, że w końcu dotrzeć muszą do świadomościnajbardziej nawet obojętnego czytel
nika. Na jednoz pierwszych miejsc w praktykowa
niu tejmetody wysuwa siędatowanie zniszczeń. Au
torsprawozdaniaz niezwykłą skrupulatnościąpow
tarzadaty zniszczeń, szczególniew odniesieniu do za
bytków Wrocławia. Przytacza co prawda faktyznisz
czenia dokonanego na rozkazniemieckiego dowództwa, ale nikną one wśród dziesiątków podkreślanych nieu
stanniefaktówspaleniasiętakiegoczy innegoobiektu jużpo dacie kapitulacji. Podkreślałem jużpowyżej że po pierwsze — walki na terenieWrocławia prze
ciągnęły siępoza tentermin,po drugie że wyniszczo
nego miasta nie staćbyło na skutecznąobronę przed pożarami, które — jakw lesie— wybuchały razpo razod nowa. A jeżelijużo zniszczeniach mowa, no to przecież ichwiększość Wrocław może zawdzięczać tylkoniemieckiemu dowództwu ioddziałom SS, któ
restosującmetodę spalonejziemicałe dzielnice za
mieniały w perzynę.
Obok podkreślania zniszczeń dokonanych w okresie wojennym lubbezpośrednio powojennym, Grossmann notuje skrupulatnieiwielokrotnie powtarza tefak ty,które świadczą o niszczeniu zabytków wskutek braku lubniewłaściwego użytkowania jużpo wy
siedleniuludnościniemieckiej. Oczywiście takiskan dal konserwatorski jakisiędokonał w JeleniejGó
rze,jestprzezeń długo iwnikliwie omawiany. Może tobyć dla nas dobrą przestrogą na przyszłość, by nie dopuszczać do takdaleko idącychzaniedbań, których skutkinie dadzą sięjużnigdy usunąć. Powtarzam: przykład JeleniejGóry jestprzykładem tragicznym iskandalicznymzarazem. Podobnie jakprzejmując Ziemie Zachodnie iPółnocne, przejęliśmy równieżod
powiedzialność za ichutrzymanie, a między innymi za stanichzabytków, takteżmusimy ponosić odpo
wiedzialność iza to,co było w naszej działalności błędne. Na przykład JeleniejGóry będą się więc jesz cze nieraz powoływać wszystkie ośrodki rewizjoni styczne,a z naszej stronybędzie można wysunąć ten jedentylkoargument, że zbudowaliśmy obecnie na nowo toczemu daliśmy, w wyniku niedopatrzeń ieko
nomicznych trudności,rozpaśćsięw gruzy.
Obok kilku drastycznych przykładów tegotypu,Gros
smannwymienia równieżinneprzykłady, czasem — jaktosięmówi — wyssane z palca. Przykładem nie
lojalnościsprawozdaniabędzie sprawazamku w Ksią
żu pod Wałbrzychem, o którym podobnie jako Je leniejGórze niemiecki sprawozdawcarozpisuje się obszernie ipóźniej kilkakrotnie do niego powraca. Ale w całym omówieniu nie ma nawet wzmianki o „prehi
storii” zniszczeń dokonanych w tymwielkim obiek
cie w związku z projektem przekształcenia go w głów
ną kwaterę Hitlera. To przecież wówczas wywieziono stamtądwystrój, barokowe malowidła ściennezatyn- kowano oraz zaczęto kopać podziemne tunele,któ
rychślademjestpotężny wykop tużprzed samympod
jazdempałacu.
Z lubościąpodkreślane sąrównieżfaktypożarów obiektów zabytkowych, mające miejsce jużw kilka latpo zakończeniu wojny iznów czołowym przykła
dem jestkilkakrotnie wzmiankowany zamek w Ka
mieńcu Ząbkowickim. Ale pożary niestety wybucha
jązawsze iwszędzie, a gdyby Grossmann zajrzał do przedwojennych sprawozdańkonserwatorskich z Dol
nego Śląska, tostwierdziłbyże w trzyletnimokresie. 1935—7spłonąłratuszw Ścinawie oraz (doszczętnie) szachulcowykościół w Starym Łomie7. Podobnie przeciwstawiać sobiemożna innefakty,jeżelibowiem wspomina się że w powiecie brzeskim w kościele w Pępicach zostały w sposób ubolewania godny (bedau- erlicherweise) zatynkowane średniowiecznemalowi-\ dla, tomoże warto by uświadomić sobiefakt,że sta łosiętow okresie, gdy służbakonserwatorska była na tychterenachdopiero w powijakach. Tymczasem na kilka latprzed wojną, gdy w pełni funkcjonowa łana tymobszarze administracjaTysiącletniej Rze
szyw sąsiadującychz iPępicamiGierszowicach znisz
czony został ispalonystropz malowidłami patrono
wymi ze schyłkuśredniowiecza8). Co prawda stało się tobez wiedzy konserwatora (awięc teżbedauer- licherweise)ale w najbliższym sąsiedztwie,pod Nysą,, samkonserwator, który był równocześnieprobosz
czem i(ks.Hadelt) zniszczył we własnym kościele (przezartystycznie nieudaną zresztą rozbudowę)wielki cykl malowideł ściennychz XIV—XV w. Hadelt twierdziłco prawda, że malowidła były w stanienie do uratowania, ale opublikowane przez niego zdjęcia świadcząo czymś wręcz odwrotnym; zachowane były doskonale iniemal w całości9). A powracając do po
wiatu brzeskiego: na tymobszarze polscy konserwa
torzyodkryli lubprzeprowadzili w okresie powojen
nym konserwację malowideł w Brzegu, Strzelnikach, Małujowicach, Obórkach, Pogorzeli, Krzyżowicach a w dwóch dalszych obiektach będzie sięodsłaniać od
kryte tampolichromie.
Dalszy ulubiony motyw Grossmanna, tosprawaznisz
czeń wśród kościołów ewangelickich. To prawda, że wiele ewangelickich świątyńuległo rozbiórcewsku
tekopuszczenia ipopadnięcia w ruinę.Jednowsze
lakomożna powiedzieć: wszędzie tamgdzie dało się poewangelickie kościoły przejąć izużytkować, stan ichjestco najmniej zadowalający. A że nieużytkowa- ne popadły w ruinę?Czy jednakbył jakikolwiekspo sób ichocalenia, zwłaszcza tam,gdzie w jednejwsi znajdują sięaż dwa kościoły igdzie stanmajątkowy mieszkańców nie pozwala w żadnym wypadku na utrzymywanie dwóch świątyń?To sągodne pożało
wania, ale zarazem nieodwracalne przypadki. Przy
padki jakiegośświadomego, politycznego niszczenia należą do zupełnych wyjątków igeneralizowanie ich jestświadomymfałszowaniemhistorii. W ogóle Gros- smannowiprzydałoby sięw wielu wypadkach nieco taktu.Po co pisać, że w kościele w Chojnowie (s.335):
„...niemieckie napisy (epitafiów— przyp. mój) zo
staływ napływie szowinizmuzasmarowane” skorow dalszym ciągu tegozdania trzebaprzyznać, że — „zo
stałyone jednak— wkrótce po 1959 — znów staran nie odczyszczone”. Przecież czepiając się takichdro
biazgów, autor musi spotkaćsięz polskiej strony z przypomnieniem o niszczeniu kościołów (chociażby katedry gnieźnieńskiej czy kolegiaty trzemeszneńskiej, nie mówiąc o dziesiątkach innych),a takżesynagog przez okupantów na obszarze Polski centralnej, albo o świadomym,odgórnym i doszczętnym wyniszczeniu kapliczek ifigurprzydrożnych na terenachwłączo
nych do Rzeszy (PoznańskieiPomorze w szczególno
ści). Chodzi jużnie o naukowy, ale zwykły fairplay. InnymkonikiemGrossmanna todomniemane niszcze
nie, a co najmniej niedostrzeganie zabytków epoki fry- derycjańskiej czy w ogóle pruskiej. Muszę przyznać, że nigdy nie spotkałemsięw moich śląskichwędrów
kach z jakimikolwiekprzykładami dyskryminacji sty lowejczy historycznej. Musielibyśmy przecież w pierwszym rzędziezburzyć anie konserwować za
r. „Kunst-und Denkmalpflege inSchlesien”,2 verofentli- chung— Nlederschlesien, Breslau-Lissa 1939, s.272 i285—7. 9. „SchlesicheHeimatpflege”, 1 verófentllchung, Breslau 1935 s. 120.
mek malborski, jakonajpotężniejszy pomnik niemiec
kiego Drang nach Osten. Nie, do prawdy nie powinien niemiecki sprawozdawcaprzypisywać nam tychpo
czynań, które jegowłasny naród uprawia do dnia dzisiejszego. U nas nie niszczy się umyślnie zabytków, chyba że sąszczególnie agresywne politycznie (jaknp. wiele pomników irozmaitychGedenkstein’ów, a jeśli zjawiska takiemiały miejsce zaraz po zakończeniu wojny, tobył todość ludzki(choćw kryteriach mo
ralnychniewątpliwie nieusprawiedliwiony) odruch zemsty. Mam wrażenie, że larumna tematzabytków doby fryderycjańskiejwynika nie z naszych w tej dziedzinie zaniedbań, ale z nieproporcjonalnego, cho
robliwegoniemal przeceniania ichprzez stronęnie
miecką. W rzeczywistościtenz Berlina na grunt Ślą
skaprzeszczepiony ociężały klasycyzm, później schin- klowski ipost-schinklowski neogotyk, a wreszcie ek
lektyzm,są po średniowieczu,renesansieibaroku zjawiskami, które trudnonazwać wzlotem, a raczej czymś wręcz odwrotnym. Osobiście odważyłbym się stwierdzić,że epoka fryderycjańskatylkow jednej dziedzinie stworzyładzieła nieprzeciętne, w tejdzie
dzinie, która zresztą najlepiej odpowiadała jejcha
rakterowi:w architekturze militarnej. Tak więc twier dze w Srebrnej Górze, Koźlu iNysie todzieła rzeczy wiście wybitne i czynniki konserwatorskie powinny poświęcąć imwięcej niż dotychczas uwagi itroski. W całym artykule Grossmanna, co jużstwierdziłem na początku, więcej jestfaktografiiniż ocen. Jaoso
biście nigdy nie miałem przekonania do statystyk,gdyż zwłaszcza w zakresie sztukinie mogą powiedzieć o żadnym zagadnieniu całej prawdy, łatwonatomiast mogą zwichnąć proporcje. Tak jestiw tymkonkret
nym wypadku. Cóż z tego,że w cytowanym powyżej, jednymtylkozdaniu crossmannwyjaśnia, że wyso- iki w procentach stopieńzniszczeń odnosi siędo dzie
dziny architektury mieszczańskiej. Tak — topraw
da, że w poszczególnych kategoriach zabytków naj
więcej zniszczeń odniosły: pałace idwory, kamieni
ce mieszczańskie i— dopiero na trzecimmiejscu —■
opuszczone kościoły ewangelickie. Ale jedyniew pierwszej grupie chodzi w wielu wypadkacn o za
bytki cenne czy nawet wybitne. W pozostałych obu grupach chodzi przede wszystkim o architekturę sze regową,banalną i— co dotyczy przede wszystkim do
mów miejskich — technicznietandetną,zawalenie się całych ulic w miastach prowincjonalnych, w rozmai tychŻaganiach, Szprotawach, Lewinach Brzeskich, spowodowanepozornie zupełnie lekkimiuszkodzenia
mi wojennymi (wstrząsyipodmuchy wybuchów) czy kilkuletnim brakiem opieki, było procesem nieodwra
calnym izwiększona troskao tobudownictwo pow
strzymałobyów proces na przeciąg zaledwie kilku
dziesięciu lat.W 3 na 4 wypadki stratykulturalne były zresztą znikome. Można rzecśmiało,że o wiele dotkliwsze były stratyz punktu widzenia urbanistyki niż architektury sensustricto.To co napisałem po
wyżej w sposób oczywisty nie usprawiedliwia nas samychza stratętej1/4 obejmującej bardzo nieraz cenne obiekty.
W całym sprawozdaniuGrossmanna przebija z pew
nością jednawyraźna tendencja:skrupulatnośćw wy
liczaniustratizaniedbań nie jestprawie nigdzie zrów
noważona właściwą oceną wysiłku odbudowy czy kon
serwacji,a jużz pewnością ani słowanie znajdzie w niej czytelnik o naukowych osiągnięciach naszej strony.Odkrycia naukowe sązaledwie wzmiankowa
ne lubnawet kwestionowane (Głogów),o piśmienni
ctwie naukowym nie ma prawie wzmianki (pozacy
towaniemw przypisach). W dwóch bodaj wypadkach Grossmann notuje w związku z odkryciami czy wy
nikami badań naukowych, że jakiśtamobiekt nie
». „DeutscheKulturdenkma,ler inOberschlesien”, Breslau 1934 s.140 nn.
jestwzmiankowany u Dehia! (s. 320, 343), a w przy
padku obu Katalogów Zabytków (pow.namysłowski ibrzeski) dostrzegł jedyniepolichromię w Strzelni- kach itryptykw Kowalowicach, jakonieznane przed
temnauce niemieckiej. Chętnie dedykowałbym mu więc pozostałych 12 tomikówowego Katalogu obej
mującego Województwo opolskie, aby mógł sprawdzić ileobiektów w nich ujętych nie było nigdy publiko
wanych w żadnych opracowaniach.
Można by dłużej ciągnąć tępolemikę, ale sprawanie wydaje się takistotna,by zagłębiać się nadmiernie w szczegóły. Istotnajednakna tyle,by móc wysnuć dla nas samychpewne dość ważne wnioski. Powinni
śmy dbać o dokładniejszą iwszechstronniejszą doku
mentację wszystkich naszych poczynań konserwator
skich.Nie powinniśmy panicznie lękaćsię przyznawa
nia do takichczy innychpomyłek, ponieważ nigdy nie da się ichukryć i lepiejsamemustwierdzaćpowsta
nie negatywnych zjawisk, niż oczekiwać, że ktoś zrobi toza nas izrobi .stronniczo.W końcu mimo wszyst
kich niedostatków, pomyłek, bezmyślnych czy wręcz szkodliwychpociągnięć bilans ogólny musi wypaść dla nas korzystnie (zważywszyistopieńzniszczeń itrudnościgospodarcze dźwigającego sięz ruinkra
ju,i wreszcie trudnościw zagospodarowaniu terenów
skądwysiedlona została ludnośćniemiecka). "Stąd z jednejstronyapel o szczegółowsząiobfitszą doku
mentację działalności konserwatorskiej (atozwłaszcza pod adresem redakcji„Ochrony Zabytków”), jakio szybkieidokładne informowanieopinii publicznej o tychz zewnątrz nadchodzących opiniach igłosach, które w wielu wypadkach mogą nam samympomóc w ocenie zjawisk.
Sprawozdanie Grossmanna, choć tylkow pewnej mie
rzeobiektywne, pisane jednaknie z pozycji zacie
trzewionegorewizjonizmu,jestważną lekturąwłaś
nie przede wszystkim dla naszego czytelnika. Cho
dzi o tojaknas widzą, szczególnietam,gdzie na zbyt
nią przychylność raczejnie należy liczyć.Obiekty
wizm i trzeźwaocena są ważne teżidla tychzagra
nicznych odbiorców, którzy po nasze materiały nie sięgnąz przyczyn językowychlubbardziej jeszcze przyziemnych: nie ufając imiuważając za^ propagan dowe. W końcu na pewno można się zgodzić ze zda
niem Grossmanna, że wartości kulturowe iopieka nad nimi sąważne nie tylkodla Niemców czy Pola
ków ale dla całej ludzkości.
Tadeusz Chrzanowski